literature

[BT] Zadanie: Aqua Vitae - Sindri Ingvarssson.

Deviation Actions

JAS39's avatar
By
Published:
378 Views

Literature Text

    Zadanie, jakim uraczył swych uczniów mistrz Edwardius, zabiło młodemu Wienidonaelczykowi nielichego klina w głowę. Aqua Vitae! Przygotowanie tego specyfiku stawiało uczniów zielarstwa przed poważnym problemem. Aqua vitae ceniono tym bardziej, im więcej schorzeń mogła uleczyć. Równocześnie zaś, im szybszą ulgę w cierpieniu przynosiła. Był to więc pewien paradoks, gdyż szybka skuteczność eliksiru oznaczała większą dawkę leczniczych składników, a więc mniejszą ich różnorodność. Co więcej, osnową, na której tkano cały eliksir, był mocny destylat uzyskiwany ze szlachetnych odmian winorośli, zwany „duchem wina”, jednak aby gotowy napój istotnie leczył, jego moc także należało osłabić.
    Uprzedzony, że prace nad stworzeniem eliksiru trwać będą bardzo długo, Sindri zaopatrzył się w kilka dużych flakonów z ciemnego szkła, których szyje można było zamknąć ściśle dopasowanymi korkami, dużą flaszę, potrzebną do mieszania poszczególnych składników eliksiru w jedno, po czym zaniósł swoją zdobycz do pracowni. Mistrz Edwardius już wcześniej zadbał o to, by w podręcznym magazynku przy pracowni - który urządzono w niewielkim, pozbawionym okien, choć dobrze wentylowanym pomieszczeniu -  każdemu z uczniów przydzielono jedną z półek na stojącym w głębi regale.  Brak dostępu światła był bardzo istotny w przechowywaniu medycznych eliksirów czy maści. Po przestudiowaniu licznych zwojów w bibliotece Błękitnej Wieży, co zajęło ponad tydzień, chłopiec dodał do swej kolekcji także średniego rozmiaru karafkę z rżniętego kryształu, wpadł bowiem na pewien pomysł.
    Wyprosił od mistrza Edwardiusa pięć łutów drobnego, niepoddanego cięciu czy szlifowaniu „Morskiego Złota”, które zwano też suscinum, lyncurium, jainitarem lub jantarem. Otrzymane drobne bryłki, o barwie od czerwonożółtawej aż do ciemnobrunatnej, starannie umył zimną wodą, wsypał do kryształowej karafki i zalał spirytusem, tak by poziom płynu znajdował się mniej więcej cal ponad warstwą jantaru. Zatkał szyję naczynia wyszlifowanym kryształowym korkiem i umieścił karafkę na „swojej” półce regału, wybierając najbardziej zacienione miejsce. Przygotowanie nalewki z Morskiego Złota było banalnie proste, wystarczyło teraz zaczekać najmniej dwa tygodnie. Co prawda, jantar nie rozpuszczał się w żadnym alkoholu, nawet najmocniejszym Duchu Wina, jednak uwalniał cząstkę swej istoty, przez co płyn nabierał ciemnozłotej barwy. Gotowa nalewka leczyła biegunkę, pomagała w dolegliwościach układu moczowego, zimą potrafiła pokonać przeziębienie i nie pozwalała chorobie rozwinąć się dalej. Działała tym lepiej, im dłużej stała w naczyniu. Chłopiec planował dodać ją na końcu do swojej Aqua Vitae.
    Pierwszy etap był więc gotowy. No, właściwie to będzie gotowy za pewien czas, ale więcej jego uwago czy też pracy już właściwie nie wymagał. Można było przejść do dalszej pracy, a przynajmniej zaplanowania jej kolejnych etapów. Najważniejszym było w niej pamiętać, że eliksir opiera się na najmocniejszym alkoholu. Owszem, zostanie rozcieńczony, jednak zachowa sporo swej mocy. A to niekoniecznie jest korzystne dla leczonego, zwłaszcza dziecka. Warto więc zadbać o to, by ów niekorzystny wpływ jakoś osłabić.  A był na to pewien środek. Dość prosty, jeśli pominąć pracochłonność jego przygotowania. Niestety, również kosztowny. Konkretnie, Sindri miał na myśli zastosowanie owoców ostropestu plamistego. Owoce te, nazywane niełupkami, należało utłuc w moździerzu i następnie przygotować z nich odwar lub nalewkę. Można też było wytłoczyć z nich olej. Ostropest posiadał właściwości odtruwające, pomagał nawet w przypadkach zatruć pewnymi gatunkami grzybów. Dodatkowo leczył schorzenia wątroby, pomagał opanować krwotoki, zbijał gorączkę, zwalczał też ten szczególny rodzaj opuchlizny, któremu towarzyszyło zaczerwienienie, a  czasami nawet wysięk, a które uzdrowiciele nazywali „zapaleniem”.  Kolejnym pożytkiem z ostropestu była pomoc w niedomaganiach trawiennych.
Sindriemu pozostało więc wybrać sposób wykorzystanie cennych niełupek. Mistrz Edwardius wydał mu pewną ilość wysuszonych koszyczków nasiennych i chłopiec zdecydował się wykonać odwar. Po pierwsze dlatego, że można było, choć nader ostrożnie, odparować z niego wodę, co było korzystne z uwagi na to, iż sam odwar nie miał być gotowym produktem, lecz jedynie składnikiem eliksiru. Po drugie zaś, wykonanie nalewki wymagałoby mocnego rozcieńczenia spirytusu, lecz do dokładnie określonej mocy.
    Wymłócenie niełupek, a następnie ich „odwianie”, tak, by pozostały jedynie same owoce, było zajęciem nietrudnym, lecz czasochłonnym i nużąco monotonnym.  Wymagało cierpliwości, lecz tę już dawno w chłopcu zaszczepiła praca, jaką wykonywał pomagając rodzicom w ich pracowni. Był to jedynie wstęp, gdyż teraz owe owoce musiał Sindri utrzeć na proszek. Co także pochłonęło wiele czasu, bowiem utrzeć niełupki należało bardzo drobno. Musiał zatem użyć małego moździerza, podobnego do niewysokiej miseczki, gdyż tylko taki pozwalał uzyskać potrzebną precyzję rozdrobnienia. To oznaczało, że jednorazowo mógł wsypać do naczynia bardzo małą porcję niełupek, może pół łuta, nie więcej. Ucieranie całego zapasu na drobny proszek trwało aż do wieczora. Tuż przed zachodem słońca przesypał ostatnią porcję do flakonu i zabezpieczywszy szyjkę naczynia korkiem, umieścił je na swojej półce, tuż obok karafki z zalanym spirytusem jantarem.
* * *
    Do pracy powrócił następnego dnia po wykładach. Lec z miast zająć się warzeniem odwaru z utartych niełupek ostropestu, udał się wpierw do biblioteki po kilka zwojów, traktujących o leczniczych ziołach. Po ich przestudiowaniu odwiedził magazynek zielny, gdzie poprosił pięć łut liści podbiału i tyle samo tymianku, po dwa i pół łuta ziela fiołka trójbarwnego i glistnika, korzenia pierwiosnka, kwiatów ślazu, nasion kopru i anyżu. Ta mieszanka ziół stanowiła znakomite lekarstwo na choroby płuc, niosła zaś ulgę nawet przy ich postaci chronicznej. Niektóre zwoje sugerowały, że jest ona skuteczna nawet w leczeni suchot.
    Zaniósł to wszystko do pracowni. Tam dokładnie wymieszał otrzymane zioła w cynowej misie i przy pomocy drewnianej łyżki przeniósł mieszankę do miedzianego, bielonego cyną kociołka, rachując przy tym liczbę porcji. Zapisał otrzymany wynik na świstku pergaminu, do drugiego kociołka nalał wody i umieścił nad paleniskiem i sprawnie skrzesał ogień. Wrócił do stołu i szybko przemnożył zanotowaną liczbę przez trzy, wynik zaś podzielił przez osiem. W ten sposób określił, ile kwart wody musi dodać, by móc prawidłowo przygotować odwar.     Czekając, aż woda się zagrzeje, postąpił podobnie z utartym ostropestem. Tu wynik podzielił jednak przez cztery, na  jedną łyżkę przypadało bowiem tylko ćwierć kwarty gorącej wody. Teraz ustawił na blacie jedną małą i jedną dużą, półgodzinną klepsydrę. Czekał.
    Woda wkrótce się zagotowała. Używając miedzianych, także bielonych cyną czerpaków, Sindri sprawnie odmierzył potrzebną mu ilość, zalewając przygotowaną mieszankę ziół i odwrócił dużą klepsydrę. Do małego kociołka z utartymi owocami ostropestu trafiła inna porcja wody, po czym naczynie to dla odmiany od razu trafiło nad płomień. Sindri odczekał, aż zawartość zacznie wrzeć , po czym przewiesił kociołek na wyżej umieszczony pręt, nakrył naczynie pokrywką – i mała klepsydra także zbudziła się do pracy. Zamknięty w niej piasek przesypywał się przez pięć minut. Wówczas chłopiec zdjął kociołek znad ognia i odstawił na bok. Odwrócił małą klepsydrę. Tym razem piasek aż trzykrotnie będzie musiał się w niej przesypać, nim będzie można odcedzić odwar. Usiał przy blacie, nie spuszczał jednak wzroku z obu klepsydr. Zdążył odwrócić małą, gdy piasek przesypał się do końca także i w dużej. Sindri dźwignął większy kociołek i zawiesił nad paleniskiem. Ten odwar trzeba zagotować, lecz nie doprowadzać do wrzenia. Miał jednak czas i nie musiał na razie poświęcać mu wiele uwagi, pozwalała na to ilość wody, którą tu dodał. Mógł więc spokojnie przygotować dwa garnczki i każdy z nich przykryć płatem płótna, przez które zamierzał przecedzić gotowe odwary. Niemalże bezwiednie odwrócił małą klepsydrę i dla pewności zabezpieczył płótna opasując garnki cienkim sznurkiem, zawiązując mocno końce. Skontrolował kociołek nad ogniem, ale jego zawartość jeszcze nie zaczęła wrzeć. To dobrze. Tym niemniej czekał teraz, jak na szpilkach.
    Ostatnie ziarnko piasku spada do dolnej części klepsydry. Można odcedzać odwar z ostropestu. Dzięki obwiązaniu płótna wokół garnczka poszło szybko. Gotowy specyfik musiał już tylko ostygnąć. Teraz Sindri mógł poświęcić całą uwagę naparowi z mieszanki ziół. Gdy tylko na powierzchnię zaczęły wypływać liczne bąble, zdjął naczynie znad ognia. Musiał odczekać jeszcze dwie małe klepsydry nim i ten wywar będzie mógł odcedzić.
- I to będzie koniec pracy na dziś – pomyślał. Zastanowił się, co jeszcze mógłby dodać do eliksiru, jaki miał przygotować. Właściwie, o ile nie popełni jakiegoś błędu przy łączeniu składników, jego Aqua Vitae powinna pomagać na sporą liczbę dolegliwości. Obawiał się zaś, że ponad miarę zwiększając liczbę łączonych ingrediencji, może istotnie osłabić jej działanie.
- Będzie czas o tym pomyśleć – powiedział na głos. Stwierdziwszy, że wyznaczony czas minął, równie sprawnie jak uprzednio odcedził i ten odwar. Oba płótna z wygotowanymi ziołami i rozdrobnionymi owocami trafiły do odpadków, zaś ich zawartość chłopiec ostrożnie przelał do flakonów. Gdyby Sindriemu chodziło jedynie o uzyskanie leczniczych wywarów, praca z nimi byłaby już zakończona. W tym przypadku czekała go jeszcze najtrudniejsza jej część – odparowanie znacznej ilości wody z obydwu. Była to operacja trudna, gdyż nie wolno było przy tym dopuścić, by się zagotowały. Lecz konieczna, z uwagi na to, że miały stać się one składnikami eliksiru o szerszym działaniu. Lecz ten etap musiał zaczekać, wszak nalewka z jantaru jeszcze długo nie będzie gotowa.
* * *
    Następne trzy tygodnie niemal w całości spędził Sindri na przeglądaniu zwojów w bibliotece, z rzadka tylko zaglądając do pracowni, by skontrolować stan swoich ingrediencji. Oczywiście, lektura, której się oddawał dotyczyła właśnie różnych odmian Aqua Vitae. Zdecydował się na dodanie jeszcze tylko jednego składnika, a mianowicie wyciągu z glistnika, zwanego jaskółczym zielem. Pomagał w problemach z układem trawiennym, zwalczał wewnętrzne pasożyty, jak również niósł ulgę w dolegliwościach kobiecych. Jednak wyciągu tego nie mógł przygotować samodzielnie, gdyż w zbyt dużych dawkach szkodził, miast leczyć. Od mistrza Edwarduisa otrzymał po prostu fiolkę tego specyfiku, wraz z ostrzeżeniem, by nie próbował go odparowywać.
    Wreszcie przyszedł ten dzień, gdy Sindri ponownie znalazł się w pracowni. Nalewka na jantarowych bryłkach dojrzewała od prawie miesiąca, i młody Wienidonaelczyk uznał, że jest już gotowa.  Teraz zawartość karafki jako pierwsza trafiła do flaszy. Za wyjątkiem wszakże samych bryłek Morskiego Złota, które chłopiec odłożył na bok, do glinianej miseczki. Wiedział, że można przygotować z nich nową porcję leczniczego likworu, choć przedtem grudki trzeba będzie pokruszyć.
    W ślad za ciemnozłotym płynem wlał do flaszy wyciąg z glistnika i dobrze oba ze sobą wymieszał przy użyciu długiej, posrebrzanej szpatułki, dodając w trakcie mieszania porcję czystego spirytusu. Gdy składniki połączyły się, zatkał szyję butli dopasowaną zatyczką i zajął się rozpaleniem ognia pod kociołkiem z wodą. Flakony z odwarami ziół zaopatrzył w osobliwe korki, przez które przechodziły rurki o małej średnicy, miała przez nie uchodzić para. Po tej operacji umieścił  flakony w kociołku z wodą. Oczywiście, prościej byłoby ogrzewać je bezpośrednio, jednak ich zawartości nie wolno mu było zagotować. Ten sposób pozwoli mu łatwiej się tego ustrzec. Oczywiście, pomimo owego  ułatwienia  i tak miał duszę na ramieniu, tym niemniej udało mu się uchronić uzyskane wcześniej odwary przed wrzeniem, co pozbawiłoby je większości leczniczych właściwości. Sam proces zajął mu jednak, zgodnie z przewidywaniami, mnóstwo czasu. Z zadowoleniem przyjął zaś to, że we flakonach ubyło około jednej trzeciej objętości. Dłużej obawiał się tego ciągnąć, ryzyko zepsucia wywarów wzrosło, a wolałby nie zaczynać teraz pracy od nowa. W dodatku zepsucie takiej ilości owoców ostropestu też nie wystawiłoby mu najlepszego świadectwa. Toteż flakony trafiły z kociołka na stół, korki zastąpione zostały zwykłymi. Teraz wystarczyło jedynie odczekać, aż przestygną. Co wedle oceny Sindriego zajęło irytująco wiele czasu, chociaż w rzeczywistości upłynęła mniej niż godzina.
    Jako pierwszy do butli trafił odwar z ostropestu. Ponieważ był odparowany, Sindri dolewał go stopniowo, na przemian z nowymi, niewielkimi porcjami „ducha wina”,  intensywnie mieszając całość szpatułką, znowu do pełnego wyrównania barwy i konsystencji. Tak samo postąpił z mieszanką ziół. Dopełnił porcją spirytusu, zamknął szyję butli korkiem i umieścił na półce w składziku. Z lektury zwojów wiedział, że przez kilka dni będzie musiał kontrolować stan eliksiru. Gdyby zaczął się rozwarstwiać, oznaczałoby to, że, no cóż, zepsuł pracę na którymś z etapów. Miał nadzieję, że do tego nie dojdzie. Żeby o tym nie myśleć, rozdrobnił bryłki jantaru w wysokim mosiężnym moździerzu, wsypał do karafki i zalał resztką spirytusu. Nowa porcja nalewki będzie gotowa za dwa-trzy tygodnie. Eliksir Aqua Vitae, o ile nie zacznie się rozwarstwiać, będzie dojrzewał przez minimum miesiąc. Uznał, że zakres jego działania będzie wystarczająco szeroki, by zasługiwał na swą nazwę.
© 2017 - 2024 JAS39
Comments2
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Rademede's avatar
<Idzie się schować ze swoim tekstem>