literature

Poranek redshirta

Deviation Actions

JAS39's avatar
By
Published:
210 Views

Literature Text

    Spóźnienie, nieprzepisowy strój, a przede wszystkim stawienie się przez trójkę chórzystek na pokładzie w stanie, łagodnie mówiąc, „wskazującym na spożycie” Gorecky powinien zgłosić dowódcy „Unruga”. Powinien, ale nie zgłosił, w związku z czym cała sprawa się chorążym upiekła. Powodów takiej a nie innej decyzji porucznika było kilka. Po pierwsze, dla wszystkich trzech był to pierwszy przydział do załogi stałej, a świętowanie (i rzecz prosta – oblewanie) tego faktu należało właściwie do tradycji. Robił to każdy, on sam też. W takiej sytuacji jedynie Vulkanin nie zalałby pałki  z radości, choć jak pokazał przykład T’Alii, nie każdy Vulkanin. Po drugie, co najmniej połowa wracających ze spędzonych na Ziemi urlopów i przepustek załogantów nie pojawiła się na pokładzie „na czczo duszy”, zatem czepianie się o to tylko trójki dziewczyn nie byłoby do końca sprawiedliwe. Zaś postawienie do raportu jednej trzeciej załogi krążownika nie wchodziło, rzecz prosta, w rachubę. Choć prawdą też było, że nikt nie zaprawił się tak solidnie, jak one. Po trzecie wreszcie, porucznik miał na podstawie własnych wspomnień świadomość tego, że szefowie działów nieźle przeczołgają nowe podwładne podczas ich podczas pierwszego rejsu w głęboką przestrzeń . Po czwarte zaś i ostatnie, ich wejście zrobiło na nim pewne wrażenie.  Jednego tylko był ciekaw: jak poradzą sobie z obowiązkami służbowymi na – tego był pewien – gigantycznym kacu.
    Jak się okazało, wielkich problemów nie było. Rankiem następnego dnia (czasu pokładowego, oczywiście), Kesa Natasza Zajczik powlokła się do kantyny. Tym razem w przepisowym mundurze, ale za to boso, z butami w ręku i krzywiąc się przy każdym kroku. Na miejscu zażądała w replikatorze porcji smażonych jaj na bekonie. Tak monstrualnej, że tak na oko mogła zaspokoić głód całego plutonu komandosów. Talerz opróżniła w tempie budzącym podziw – i to aż do ostatniej skwareczki. Następnie wciągnęła na nogi obuwie i znacznie żwawszym krokiem, choć wciąż z nie do końca bystrym spojrzeniem pomaszerowała do pokładowego laboratorium.
    Tuż po pannie Zajczik do kantyny zajrzała chorąży T’Allia, krokiem jeszcze wolniejszym i wyglądając dwa razy gorzej od koleżanki. Lewą ręką trzymała się za głowę, prawą opierała się o ścianę. Jednak widok i zapach posiłku Kesy spowodował, że lekko pozieleniała na twarzy, zamknęła oczy i zrobiła w tył zwrot, mrucząc pod nosem coś, czego Gorecky nie dosłyszał i nie zrozumiał, a i translator nie zdołał przełożyć na angielski. Rozrywkową panią chorąży dopadła po prostu, jako dodatek do potężnego kaca, choroba kosmiczna, zwana popularnie „porzygaczką pospolitą”. No cóż, i tak miała zameldować się w ambulatorium, więc celu jej marszruty to nie zmieniło. Gorecky’ego zastanowiła zmiana w jej wyglądzie i przez dłuższą chwilę nie mógł połapać się, co to takiego. W końcu zrozumiał, że chodzi o fryzurę T’Alii. Dziś jej włosy były proste, choć nadal dość długie, spięte w kucyk sięgały łopatek. Wczorajsze bujne loki okazały się być po prostu peruką.
    Najwięcej szczęścia miała Shandril Krzemińska, którą wachta po prostu ominęła, a to dlatego, że pierwszy nawigator "Unruga" sam wrócił z przepustki mocno pod humorkiem. W związku z czym niezbyt dokładnie przyjrzał się grafikowi służb i na wachtę wezwał chorążego Krcicia, gdyż dla jego dręczonej bólem głowy nazwisko to wyglądało na tyle podobnie do „Krzemińska”, że oba mu się poplątały.
    W ambulatorium natomiast doktor Hillevi Juutilainen, główny lekarz na pokładzie „Unruga”, stwierdziwszy, że ze skacowanej i dręczonej torsjami T’Alii pożytku mieć chwilowo nie będzie, zaaplikowała jej najpierw zastrzyk środka pobudzającego, potem zaś solidną porcję Torecalinum na chorobę kosmiczną. Po czym posadziła praktykantkę w najdalszym kącie ambulatorium, poleciwszy jej zapoznać się ze stanem leków i instrumentów medycznych, słusznie wnioskując, że do większego wysiłku umysłowego nie jest obecnie zdolna. W innych okolicznościach zapewne solidnie zmyłaby dziewczynie głowę, teraz jednak miała na głowie jedynie te trzydzieści parę ofiar choroby kosmicznej i mogła przejść nad tym do porządku dziennego. W zupełności wystarczyła jej pomoc personelu pielęgniarskiego.
    Kesa Natasza Osipowna, której solidne i tłuste śniadanie znacznie ulżyło w cierpieniach wywołanych tak zwanym ZDN, czyli zespołem dnia następnego, zameldowała się w laboratorium wprawdzie dość stłumionym głosem, za to punktualnie.  Osłupiała, kiedy rezydujący za biurkiem chudy i zaskakująco młody okularnik o posępnym wyrazie twarzy przyjął jej regulaminowy meldunek omdlewającym machnięciem ręki i zwrócił się do niej z całkowitym pominięciem stopnia wojskowego, za to z flegmą godną angielskiego dżentelmena z epoki wiktoriańskiej:
    - Keso Osipowno, była pani jak widzę studentką profesora Sobeka? Wystawił pani doskonałą opinię. Tym niemniej w Akademii wszystkiego nie uczą. Proszę zapoznać się z tym raportem a następnie  przedstawi mi pani własne wnioski na ten temat – wręczył dziewczynie padd i wrócił do lektury dokumentu, które to zajęcie przerwało mu wejście chorążej do laboratorium. Co ciekawe, dokument ten był w archaicznej postaci papierowej.
    Chorąży Zajczik wzruszyła lekko ramionami, usiadła w fotelu ustawionym w narożniku, tuż obok mikroskopu skaningowego, i pogrążyła się w lekturze. Raport pochodził z dość odległych czasów, a sporządził go legendarny bez mała doktor McCoy. Tego, że do laboratorium zajrzał trzeci oficer „Unruga” i zamienił kilka słów z jej bezpośrednim przełożonym, nawet nie zauważyła.
Kolejny krótki tekst inspirowany Star Trekiem, a przede wszystkim, humorystycznymi i znakomitymi fanfickami trekowymi autorstwa Evivy.
© 2017 - 2024 JAS39
Comments3
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
ZuniHorrendus's avatar
Bardzo mi się podoba to co opisałeś, chciaż star trek nigdy nie był mi dobrze znanym uniwersum, gdybym bardziej go znała, na pewno bardziej mi by się podobało :)